Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
606
BLOG

Sens życia wg podinspektora Jeżyka

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Kultura Obserwuj notkę 15

 

Nazywam się Jeżyk. Jerzy Jeżyk. I jestem podinspektorem policji...

Z przerażeniem obserwuję, że w żyłach wielu, stanowczo zbyt wielu mężczyzn krąży po cichu zabójczy wirus. Ma duże, czarne, hipnotyzujące oczy. I ostre, czerwone, bezlitosne szpony pozwalające przecisnąć się przez każdą połać męskiego ego – wniknąć przez oczy, nos i uszy i zagnieździć się bezterminowo w naszej duszy…

Tydzień temu z pomocą Basi aresztowałem groźnego przestępcę. Po wielogodzinnym przesłuchaniu jej, jako głównego świadka, zaproponowałem, żeby przenocowała, ze względów bezpieczeństwa, u mnie. W krótkiej, zmysłowej sukience, butach na wysokim, cienkim obcasie i czarnych, cienkich pończochach przypominała femme fatale z amerykańskich, czarno-białych filmów kryminalnych.

Moja cicha, zielona i pełna drzew okolica oczarowała ją. Widziałem też wyraźnie, że ująłem ją moim schludnym, zadbanym mieszkaniem. Poszedłem do kuchni otworzyć wino.

- Śliczne mieszkasz – powiedziała muskając dłońmi stosy książek na półkach i uśmiechnęła się ciepło do mnie. Zapragnąłem jej. Nie chodziło wyłącznie o seks. Zapragnąłem jej dotyku, jej ręki na mym biodrze, zapachu jej włosów w nozdrzach, przepoconej, zmiętej pościeli o poranku. Całej intymności i czułości, jaką może dać kobieta swojemu mężczyźnie. Łaknąłem namiastki Kariny, mojej byłej żony.

- Stać cię na takie ładne mieszkanie z pensji policjanta? – zapytała.

I wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę się z nią przespać. Po prostu nie dam rady tego zrobić. Czarowanie i bzykanie seksownych, banalnych panienek jest niewątpliwie wyśmienitą rozrywką na długie, mroźne, zimowe wieczory. Czarowanie siebie, wmawianie sobie, że bzykanie jest najlepszą receptą na ranę zadaną przez kobietę, to wyższa szkoła jazdy, której jeszcze nie ukończyłem… Odpowiedziałem jej, a ona zostawiła mnie z otwartą butelką wina i samym sobą. Zupełnie jak Karina…

********

Tak… dokładnie tak właśnie mogłaby zakończyć się ta historia, gdybym był tak jak wy, koledzy moi mili, zainfekowany wirusem N. Wirusem, jak zwał tak zwał – niedojrzałości, naiwności czy niemęskości. Żeby było jasne – w dzisiejszych popapranych czasach każdy, po prostu każdy z nas, jest lub był zainfekowany w mniejszym lub większym stopniu tym wirusem. Wińcie za to kogo chcecie – rewolucję technologiczną w drugiej połowie dwudziestego wieku, wynalezienie pralki, odkurzacza i innych niezbędnych w każdym porządnym domu urządzeń, które umożliwiły kobietom karierę zawodową; rewolucję farmakologiczną i wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej; feminizację szkolnictwa; ekspansję hollywoodzkiego romantycznego kina; nadopiekuńcze mamy; plamy na słońcu. Wszystko jedno. Nie ma znaczenia jakie są przyczyny tego stanu rzeczy – istotne jest jakie są skutki. A skutki są takie, że jesteśmy niemymi aktorami w dokumentalnym filmie o końcu lub w najlepszym razie o przedefiniowaniu pojęcia męskości.

Nie, moja przygoda z Basią nie zakończyła się tamtego wieczoru. Nie zakończyła się tak żałośnie, bo jakiś czas temu przyznałem się sobie szczerze w duszy do istnienia tego robaka toczącego moje serducho. Po tym jak przestałem dostarczać mu nawozu coraz rzadziej czuję, jak próbuje wyjść na powierzchnię i rechotać ze mnie…

Przepraszam was, że nie umiem pisać tak ładnie jak Basia. Nie umiem schować się za fasadą pięknych słówek, niedrogich retorycznych chwytów. Jestem tylko prostym policjantem. Postanowiłem zostać gliniarzem któregoś grudniowego popołudnia, dwadzieścia kilka lat temu oglądając, jako młody dzieciak, starcie niepodległościowej młodzieży z oddziałem reżimowej milicji. Stojąc tam sam, przerażony, w centrum bijatyki, między młotem a kowadłem, zrozumiałem, że lepiej był młotem niż kowadłem.

Reszta mojego dzieciństwa nie różniła się chyba się zbytnio od waszych życiorysów. Kochający, wspaniali rodzice, przyjaciele z podwórka, klasy. Szalone, wariackie imprezy w liceum i na studiach… Pierwszy papieros, pierwszy seks, pierwsza miłość i pierwsze rozstanie…

Potem, nagle musieliśmy dojrzeć. Poszukać pierwszej pracy. Potem drugiej, trzeciej, czwartej i piątej miłości. Przy szóstym czy siódmym rozstaniu zdałem sobie sprawę, że cały czas to ktoś mnie zostawia a nie ja tego kogoś. O co chodzi? - pytałem siebie, chlipiąc samotnie do poduchy – Przecież jestem porządnym gościem. Starałem się… Zawsze starałem się zmienić, jak coś w moim zachowaniu nie podobało się wybrance mojego serca. Zawsze mogła na mnie liczyć, zawsze byłem na miejscu gdy mnie potrzebowała. Nigdy nie zdradzałem, nigdy nie pomyślałem o zdradzie.

Byłem toczony przez wirus N. Nie pamiętam kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że jestem chory, chyba nie tak znowu dawno temu. Pamiętam tylko, że w tym samym momencie, w którym zidentyfikowałem chorobę, wiedziałem, że jestem już zdrowy. Żyjesz lata w ciemnościach. Nagle pstryk, światło jarzeniówki, wszystko jasne. „Luz”, „Co ma być to będzie”, „Pierdolę to kurwa” – nie pamiętam którą konkretnie z tych myśli wówczas zwerbalizowałem.

Dziś jestem zdrowy. A ponieważ mam też chwilkę wolnego czasu podzielę się z wami kilkoma moimi życiowymi „mądrościami”. Obiecuję, że jak przypomnę sobie później o jakiejś pominiętej dzisiaj mądrości, dorzucę ją w weekend w didaskaliach.

Po pierwsze i najważniejsze, mój drogi salonowy kolego, do każdej relacji międzyludzkiej podchodź ze zdrowym, ale ciepłym dystansem. Nigdy nie angażuj się przesadnie, a szczególnie w relacje z kobietą. Nie uzależniaj się. Masz swoje życie, masz swoje zainteresowania, pasje (o ile masz). Drugi człowiek, nawet twoja żona, miłość, jest jednak tylko drugim człowiekiem. Kochasz ją, zrobisz dla niej wszystko ale zawsze pamiętaj, że musisz wiedzieć, że umiesz bez niej żyć. Jeśli zapomnisz się w swojej miłości, przepadłeś. Kobiety (a może to ja miałem takie szczęście) cały czas nas testują – większość nieświadomie, inne świadomie – i od tych trzymaj się z daleka – czy jesteśmy mężczyznami. Jeśli zaakceptujesz jej gierki i zaczniesz starać się jej przypodobać, zmienić się (z wyjątkiem rzadkich sytuacji, kiedy kobieta chce cię zmienić, żeby cię obiektywnie poprawić), dostosować do jej wymagań – przepadłeś. Przepadłeś, bo już nie jesteś w jej oczach mężczyzną. Jak ona ma się z tobą czuć bezpiecznie, jak może ci ufać, skoro to ona tobą rozporządza? Bez zdrowego, ciepłego dystansu do tej relacji nigdy nie będziesz mieć cohones, żeby powiedzieć jej (w grzeczny sposób!), żeby spadała na drzewo. Pamiętaj, to smutne ale prawdziwe – bezwarunkowa, dozgonna miłość między ludzkimi istotami występuje tylko w relacji rodzice – dzieci. I jest to niestety relacja jednokierunkowa. Nigdy już w swoim życiu nikt nie będzie cię kochał tak bezwarunkowo jak kochali cię rodzice i jak ty będziesz kochał swoje dzieci.

Po drugie – unikaj kobiet bluszczy i nie bądź potrzebujący. Zobaczyłeś piękną, seksowną kobietę i chcesz ją zdobyć, koniecznie musisz ją mieć. OK, rozumiem, pozwól tylko, że zapytam – ile masz lat kolego? Jest ładna… Podoba ci się… W porządku, warto się z nią zapoznać. Ale, żeby stwierdzić czy chcesz ją mieć, czy chcesz z nią być musisz ją po prostu poznać. Ileż to łazi po tym świecie pięknych pustych kobiet. Jedne są głupie jak pies rodziców Basi, inne skoncentrowane wyłącznie na karierze, inne na swojej „duchowości”, jeszcze inne bez najmniejszej inicjatywy – ty, tylko ty musisz dzwonić, zapraszać, zaskakiwać… Ktoś kiedyś powiedział mi i wyryłem ten bon mot złotymi zgłoskami w swoim serduchu „Nie warto tracić czasu z kimś, kto nie ma go by spędzać go z Tobą”. Zobaczyłeś fajną kobietę – staraj się ją poznać. Nie bądź petentem. Ty masz swoje wymagania, ona swoje. Jeśli są zbieżne – super! Jeśli nie –włócz się po świecie i rozglądaj się dalej. Porzuciła cię, zdradziła cię kobieta? To super, że to czytasz – te rady na pewno ci pomogą. Nie, nie sprawią, że kobieta wróci do ciebie – sprawią, że nie będziesz już chciał, żeby do ciebie wróciła.

Po trzecie – bądź szczęśliwy, kochaj siebie. To naprawdę nie są jakieś buddyjskie pierdoły – szczęście jest naszym stanem naturalnym. My naprawdę rodzimy się szczęśliwi i moglibyśmy być szczęśliwi, gdyby społeczeństwo, rodzice, rodzeństwo, koledzy, telewizja nie wmówili nam kiedyś w dzieciństwie i nie utrwalali tego dzisiaj, że do osiągnięcia szczęścia potrzebujemy – dobrej pracy, pieniędzy, żony/męża, dzieci, urlopu w Egipcie, samochodu etc. Dobra – masz dobrą pracę, pieniądze, żonę, dzieci, samochód ale jednak nie czujesz się tak do końca szczęśliwy. Czego jeszcze pragniesz? Więcej pieniędzy, żeby nie musieć pracować? Naprawdę sądzisz, że wtedy właśnie poczujesz się szczęśliwy? To wszystko błoto, jak mówił Egipcjanin Sinuhe – te rzeczy są oczywiście potrzebne, żeby żyć w miarę komfortowo, nie wyrzekajmy się ich, pracujmy na nie, dają nam przecież frajdę. Ale pamiętajmy, że to jest tylko frajda, rzecz bardzo ważna w życiu. Nie utożsamiajmy jej jednak ze szczęściem, stanem ducha, który jest od tych miłych dodatków niezależny.

Po czwarte i ostatnie – bądź po prostu mężczyzną. Bądź pewny siebie. Chodź wyprostowany. Miej swoje zdanie. Bierz pod uwagę zdanie innych, analizuj je, ale do ostatecznych wniosków dochodź zawsze sam. Bądź elastyczny - jak ktoś cię przekona (argumentami a nie foszkiem!) to oczywiście przyznaj, że myliłeś się i zmień zdanie. Nie przejmuj się błędami, jakie popełniłeś – Jezu, każdy z nas popełnia błędy, gada czasami głupoty, czuje się zażenowany własnymi słowami… Czujesz się dobrze? To uśmiechnij się do drugiej osoby – to nie musi być piękna kobieta, to nie musi być nawet kobieta. Zobacz jak twój ciepły uśmiech poprawia nastrój innym. Rób to na co masz ochotę. Tylko pamiętaj – nie krzywdź innych. Nie zwódź, nie czaruj kobiet. Nawet jak ci się nie ułoży – pamiętaj, masz zostawić kobietę w stanie lepszym niż zastałeś! ;

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura