Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
986
BLOG

J-23 znowu nam daje

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Kultura Obserwuj notkę 4

W najbliższy piątek wchodzi do kin najnowszy, długo oczekiwany polski film „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”. Obejrzałam przed chwilką na filmwebie kolejno:  trailerek, teaserek i wywiad z Martą Żmudą-Trzebiatowską. Powiem w skrócie – mniam. Tak, Marta Żmuda-Trzebiatowska jest zdecydowanie „mniam”. Może nie zrobi kariery w Hollywood, nie zostanie laską Bonda, z uwagi na długie skomplikowane nazwisko i pewne aktorskie braki warsztatowe, kiedy trajkoce tak troszkę bez przekonania, bujając śliczną główką, do kamery: „Kino akcji w najlepszym wydaniu”. Może nie zostanie specjalistką od filmowej promocji i pijaru rozwiewając przed premierą nasze nadzieje na trochę golizny mówiąc: „Kocha się zabójczo i szalenie, ale oczywiście platonicznie w naszym głównym bohaterze…”. Ale i tak, sądzę, że może być mocną stroną tego filmu.

Gorzej z Klossem i Brunerem. Ja wiem, że stworzenie zadowalającego wszystkich sequela kultowego filmu jest rzeczą niemożliwą, nawet mając do dyspozycji tych samych aktorów – weźmy choćby nieszczęsne „Złoto Dezerterów”. Ale tutaj, w przypadku „Stawki większej niż śmierć”,  twórcy strzelili sobie chyba samobója jeszcze przed rozpoczęciem meczu…

Ja naprawdę lubię Tomka Kota, był rewelacyjny w polskiej wersji Camera Cafe, ale powiedzmy sobie to szczerze, nie będę się znęcać – Mikulskim to on nie jest. Wiem, nie jestem obiektywna – do Hansa Klossa mam stosunek zdecydowanie nieobiektywny, bo bardzo osobisty. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale na początku lat osiemdziesiątych kolejna emisja „Stawki większej niż życie” w soboty o godzinie dziewiątej rano (pamiętam do dziś!) uratowała mnie przed pewną szkodliwą dla seksualnego i duchowego rozwoju młodego człowieka przykościelną indoktrynacją. Dobra, wracając tematu – Tomku Kocie, po cholerę sobie to zrobiłeś? Po co zmierzyłeś się z czymś z czym nie mogłeś od samego początku wygrać? Hans Kloss Mikulskiego emanował magnetyzmem, tak, że mógł kurka wodna odpychać od siebie bieguny milionów ud kobiecych. Od Łaby po Kamczatkę. Twój magnetyzm wystarczy jedynie do przyczepienia do lodówki magnesiku z przywiezionym z Egiptu wizerunkiem głowy Tutenchamona…

Druga „gwiazda” – Piotr Adamczyk jako Brunner. Pamiętam jego fantastyczną rolę w genialnym „Ketchupie Schroedera” z lat 90-tych. Co się stało? Kiedy ten, w sumie bardzo dobry, aktor rozminął się ze swoim powołaniem, z wartościami? Zaczął kręcić jakieś Karoly Papieże, jakieś Testosterony, Lejdisy, Nie kłam kochanie… WTF? A teraz Brunner? Przecież ty kurka wodna nie jesteś nawet podobny do Brunnera!

Nadzieję na jakieś znośne widowisko daje jeszcze Patryk Vega – reżyser. Chociaż tutaj też zalecana jest daleko idąca ostrożność. Najpierw smakowity, debiutancki „Pitbull”, później niestrawne, czerstwe „Ciacho” (ciacho?! sic! ha ha ha). Kolejny dowód na to, że jak polska kinematografia nawet coś smakowitego połknie, to zaraz przeżuje i wydali. A kupy, jak wiadomo, tak naprawdę, zasadniczo nie różnią się od siebie.

Dlaczego zatem pójdę do kina na ten film? Dlaczego nie odradzam wam obejrzenia tej na pewno fątastycznej polskiej produkcji? Oprócz tego, że zajebiście lubię popcorn w Multikinie i boję się procesu sądowego a la Raczek, z trzech prostych powodów:

Po pierwsze uważam, że w Polsce, tu i teraz, dzieje się tak mało ciekawych rzeczy, relacje międzyludzkie są tak banalne, nieskomplikowane i niefilmowe, że scenarzyści, reżyserzy i producenci filmowi nie mają po prostu innego wyjścia jak odcinać kupony od starych, sprawdzonych filmowych szlagierów. Pomóżmy im – poodcinajmy kupony razem z nimi. Pokażmy im jak doskonale się z nimi bawimy!

Po drugie – scenarzystą tego filmu jest mój ulubiony Władysław Pasikowski. Daje to nadzieję, że główną osią, głównym spoiwem filmu nie będzie banalna, nudna historia drugiej wojny światowej, tylko kto czyją kobietę wyr***ał. Kloss Żmudę-Trzebiatowską Brunnera, czy też może Brunner Żmudę-Trzebiatowską Klossa.

Po trzecie i ostanie – Zi Dżermans. Uwielbiam ten cały nazistowski sznyt i sztafaż. Dla jasności – III Rzesza była fuj i be, ale projektantów odzieży, pojazdów, broni, a nawet kurka wodna zwykłej nazistowskiej czcionki, to mieli oni zajebistych. Jak się widzi taki nazistowski mundurek i charakterystyczny hełm to aż się chce wskoczyć w niego i cywilizować wschodnią Europę. Zresztą, powiedzcie szczerze, jak porównujecie w „Stawce większej niż życie” Klossa-Mikulskiego w mundurze Abwehry i w mundurze Ludowego Wojska Polskiego, to który was bardziej kręci? Zresztą nie mówcie, my, teraz, od paktu fiskalnego, nie lubimy się z Niemcami.

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura