Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
521
BLOG

Efekt motylka

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Kultura Obserwuj notkę 2

Muszę się Wam do jednego przyznać. Oprócz moich bardzo wielu niekwestionowanych zalet, mam jedną drobniuteńką wadę – nigdy nie byłam (i już chyba nie będę) zbyt elokwentna. Często chciałabym powiedzieć coś ciekawego, rozśmieszyć, zainteresować sobą rozmówcę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Normalnie pustka. Im głębiej szukam, tym mniej znajduję. Dno i pięć metrów mułu. Teraz mam to samo – chciałabym coś napisać, strzelić jakąś notkę ale nic mi dziś nie klika. Zacznę zatem od pogody… Wiem, ziew…:(

Pogoda tej zimy, jaka jest, każdy widzi, nie muszę specjalnie się na ten temat rozpisywać. Ogólnie rzecz ujmując – jest dobrze, coraz lepiej – klimat się ociepla, mogę w końcu jako tako funkcjonować na dworze bez ciągłego pociągania rumu z piersióweczki. Mam tylko nadzieję, że urzędasy z Brukseli czy innego Kyoto nie wpadną na kolejne świetne pomysły zahamowania tego czego zahamować po prostu się nie da – mojego największego marzenia: romantycznych spacerów z ukochanym nad Wisłą w cieniu drzew daktylowca; hucznych karnawałowych zabaw w gaju oliwnym na Agrykoli; spontanicznych weekendowych wypadów do modnych, drogich, podlubelskich domowych winiarni. Jednym słowem – definitywnego wycofania się z polskiego rynku światowych producentów opon zimowych.

Podbudowana niezłą styczniową pogodą wykrzesałam wczoraj z siebie troszkę energii i udałam się do kina na głośny film Agnieszki Holland „W ciemności”. Recenzji oczywiście nie będzie – brak mi odpowiedniego warsztatu i wrażliwości artystycznej. Sam film – taki sobie. Na minus: mało wciągająca, w sumie, historia; dłużyzny; tytułowe ciemności. Na plus: rewelacyjny Więckiewicz i Preiss; dbałość o szczegóły (wszyscy mówią w swoim języku – Polacy po lwowsku, Ukraińcy po ukraińsku, Niemcy po niemiecku, Żydzi w jidysz czyli także po niemiecku). Na kolana rzuciła mnie genialna scena z niemieckim oficerem na koniu (ta z czapką – kto oglądał ten wie o co mi chodzi). Całość, w sumie, niestety nijaka, niestrawna. Przysnęłabym niechybnie w fotelu, gdyby nie umiejętnie dozowane sceny seksu, puszczane akurat w chwilach kiedy przymykały mi się powieki.

Po seansie zadumałam się kolejny raz z troską nad kondycją rodzaju ludzkiego. Zadałam sobie po raz enty banalne pytanie – skąd w ludziach bierze się tyle zła, et cetera et cetera. Nie uzyskawszy odpowiedzi (chyba, że za odpowiedź liczy się: bo my już jesteśmy tacy popaprani) zastanowiłam się czy bez Hitlera takie bestialstwo mogłoby się zdarzyć. Czy bez udziału tej nietuzinkowej postaci komuś innemu udałoby się dokonać tego czego dokonał Hitler – wydobyć na powierzchnię ukryte w ludziach demony, zło w czystej postaci, głęboko ukryte frustracje i stworzyć sprawne, instytucjonalne ramy ich odreagowania/realizacji.

Kiedyś byłam zwolennikiem tezy o niewielkim wpływie jednostek na kształtowanie historii. Sądziłam, że to raczej podskórne procesy historyczne powodują pojawianie się w danym miejscu i czasie wyjątkowych jednostek katalizujących nieuniknione zmiany wynikające z procesów społecznych, ekonomicznych etc. Prościej mówiąc – gdyby nie było Adolfa Hitlera pojawiłby się w jego miejsce jakiś inny Hans czy Franz, który doprowadziłby do mniej więcej podobnych rezultatów. Gdyby nie było Cezara jego miejsce zająłby na przykład Pompejusz. W sumie mielibyśmy to samo, tylko zamiast Cesarstwa Rzymskiego mielibyśmy jakieś Rzymskie Pompejum.

Teraz już tak nie myślę – doceniłam po latach rolę jednostki w kształtowaniu historii. Sądzę, że bez Adolfa Hitlera, NSDAP nie przejęłoby władzy w Niemczech a świat raczej uniknąłby drugiej wojny światowej. A nawet gdyby doszło do wojny o odbudowanie pozycji Niemiec w Europie to nie miałaby ona takiego bezwzględnego i ludobójczego charakteru.

Nie wiem dlaczego naszło mnie wczoraj na takie ambitne rozważania. Jestem normalną dziewczyną, narkotyków też nie biorę. Palę co prawda Marlboro Gold, ale poza niedawną podwyżką akcyzy skład papierosów się chyba nie zmienił. W każdym razie, nie wiedzieć czemu (może dlatego, że jestem oczytana i inteligentna?) zastanowiłam się nad tzw. efektem motyla i efektem domina.

Efekt motyla, to w skrócie mówiąc reakcja jednego czynnika na drugi, pozornie nieistotny i całkowicie nie związany z pierwszym, czynnik. Czytaj: trzepot skrzydeł motyla w jednym miejscu kuli ziemskiej może doprowadzić do huraganu tysiące kilometrów dalej.

Efekt domina natomiast, to, jak chyba każdy wie, uruchomienie lawiny zdarzeń przez jedno nieistotne zdarzenie.

Łącząc w swojej mądrej główce eklektycznie oba efekty zastanowiłam się jak wyglądałby świat, kim byłby Adolf Hitler, gdyby historia potoczyła się trochę inaczej niż się potoczyła. Odpuściłam sobie banalne i wyświechtane „co by było gdyby” jeden z profesorów we Wiedniu miał podobne do moich gusta i wrażliwość na piękno sztuki i przyjął młodego Hitlera do Akademii Sztuk Pięknych.

Nie, ja poszłam dalej – zaczęłam od Marysieńki. Ciekawe co by było gdyby Jan III Sobieski ożenił się z jakąś swojską, zdrową, słowiańską dziewoją a nie chorą na kiłę Marysieńką. Pewnie nie musiałby szukać na lewo i prawo wojenek, aby uchylać się od małżeńskich obowiązków. Pewnie nie byłoby „odsieczy wiedeńskiej”. A jakby nie było odsieczy i Turkowie podbiliby Austrię, to kim byłby w XX wieku Adolf Hitler? Czy wybrałby życie na obczyźnie, sprzedając kebaby na berlińskim Kreuzbergu czy raczej wybrałby karierę w stolicy jako dajmy na to eunuch na dworze sułtana?

A jakby niejaki Warus dwa tysiąclecia temu miał dwie klepki w głowie a nie tylko jedną i nie wybierał się na spacer ze swoimi legionami do Lasu Teutoburskiego tylko systematycznie podbił Germanię, to kim byłby Adolf Hitler? Rzymskim obywatelem, Adolfusem Hitlerusem, utracjuszem studiującym dziesiąty rok sztukę gdzieś w Atenach albo Aleksandrii czy raczej byłby niewolnikiem uprawiającym winorośl na plantacji w rzymskiej prowincji Panonii, w nocy seksualnie wykorzystywanym przez swojego właściciela? A może gladiatorem?

Ach, scenariusze można by mnożyć… Tak czy siak w każdym z nich wybuch drugiej wojny światowej jest mało prawdopodobny. Ale po co odwoływać się do prehistorii, do efektu motyla i efektu domina? Zbyt wiele tu zmiennych i niewiadomych aby dokonać w miarę dokładnej ekstrapolacji tego co mógłby w XX wieku porabiać, kim mógłby zostać, Adolf Hitler.

Skupmy się raczej na Ewie Braun i jej roli w życiu Hitlera. A zamiast efektu motyla i efektu domina zastosujmy w modelu naszych teoretycznych rozważań, coś co na roboczo nazwę „efektem motylka” i „efektem dominy”. Sądzę, że szaleństwo drugiej wojny światowej mogła powstrzymać jedna jedyna osoba – właśnie Ewa Braun. Sądzę, że gdyby nie jej ograniczenia wynikające z surowego, twardego, restrykcyjnego (także w sferze seksualnej) tradycyjnego pruskiego wychowania, Ewa Braun mogła zapobiec tej tragedii ludzkości. Mogła otworzyć oczy młodemu Adolfowi Hitlerowi, poprowadzić go za rękę w świat zdrowej ludzkiej cielesności, codziennego czerpania radości życia z seksualności. Nie twierdzę, że Adolf Hitler stałby się szczęśliwym człowiekiem. Pewnie nie. Wracałby codziennie z pracy do domu narzekając żonie na swoich głupich szefów – Żydów, bolszewików i kosmopolitów. Ale po zjedzeniu obiadku uspokajałby się, zakładał wełniane bambosze, słuchał radia i czytał dzieciom książki przy kominku. Byłby po prostu jednym z wielu drobnych frustratów, jakich pełno na naszym świecie…

Niestety, Ewa Braun nie użyła w relacjach z młodym Hitlerem swojego motylka (przepraszam za młodzieżowy neologizm), nie użyła pierwiastka swojej kobiecości. Świat stanął w płomieniach, zginęły dziesiątki milionów istnień ludzkich, a ja straciłam wczoraj dwie i pół godziny na najnowszym filmie Agnieszki Holland „W ciemności”.

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura