Nie wierzę w teorie, według których szczęście jest stanem naturalnym człowieka i do osiągnięcia którego wystarczy odrzucić złudzenia. Obudzić się. Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy tak naprawdę szczęśliwi. Pogódźmy się z tym jak dorośli, dojrzali ludzie. Spójrzmy w twarz prawdzie. Miarą człowieczeństwa, prawdziwą miarą człowieczeństwa, jest ociosanie swojej nieszczęśliwości; nadanie jej akceptowalnej do przełknięcia, dla siebie i otaczającego nas świata, formy. Wy też nie wierzcie w te kłamliwe farmazony. Wyrzućcie do śmietników tych wszystkich de Mellów, te wszystkie śmieszne poradniki w stylu „Jak osiągnąć prawdziwe szczęście w 30 minut”…
Papierosy, alkohol, narkotyki, słodycze, burdele, luksusowe sklepy, hazard… Postawię odważną tezę, że 90% oficjalnego i nieoficjalnego sektora usług krajów rozwiniętych ma jeden jedyny cel – pomóc nam na krótką chwilę ociosać swoje nieszczęście. Zawsze śmieszyły mnie napisy na papierosach – „Palenie powoduje raka”, „Palacze umierają młodziej” itp. Jaki mają cel? Jaką przynoszą korzyść konsumentowi? Nie właściwsze i po prostu prawdziwsze byłoby: „Marlboro Gold– 5 minut szczęścia. Ryzyko raka.”, „Finlandia – 6 godzin szczęścia. Ryzyko marskości wątroby”. „Baton Snickers – 30 minut szczęścia. Grozi otyłością i cukrzycą”?
Przepraszam Was za ten wpis. Wiem, że przyzwyczaiłam Was do jaśniejszej strony mojej duszy. Jesień, zimno, brak słońca i świadomość, że przez najbliższe 5 miesięcy będzie tylko gorzej, jak co roku powoduje u mnie deprechę. Poza tym mój habibi uparcie bojkotuje możliwość kontaktu nad Wisłą. Tylko w Egipcie, darling, tylko w Egipcie… Noż kurwa, ileż można, jak często można jeździć do Egiptu? Raz na pół roku? To dla mnie trochę za rzadko.
Wiem, żałosna jestem. Wiem, jestem specjalistką od cudzych uczuć; nie własnych. Wystarczy mi rzut oka na parę, żeby stwierdzić czy związek będzie udany, czy też nie. Para po lewej – następne 3 lata gorącej miłości; w czwartym roku rozwód i kłótnia o majątek i dzieci. Para po prawej – 50 lat szczęśliwego, powolnego masochistycznego usychania… Co się kryje w ludzkich duszach? Dlaczego masochiście manipulującym innymi nie wystarcza, że sam jest nieszczęśliwy – inni też muszą być nieszczęśliwi? Dlaczego nie mogę spojrzeć swoim chłodnym, racjonalnym wzrokiem także na siebie?
Jezu, mimo wszystko, mimo Waszego nieszczęścia, zazdroszczę Wam. Nieudane, niedobrane związki, rozwydrzone dzieci, problemy z pracą, pieniędzmi, zdrowiem, byłymi. Chciałabym móc coś naprawdę odczuwać – nieszczęście, rozpacz, gorycz, uniesienie, gwałtowność ale też te rzadkie chwile, które są dla Was namiastką szczęścia. W tej chwili nie czuję nic. Kompletnie nic.
Nigdy nie dałam dowodu prawdziwego zaangażowania w cokolwiek. Ani w życiu zawodowym ani w życiu prywatnym, w relacjach z mężczyznami. Dlaczego, do cholery, w ogóle nigdy w życiu nie dałam dowodu jakiegokolwiek zaangażowania??? Tkwię tylko. Co z tego, że latam do Egiptu? Moja sąsiadka, Helena, obżera się czekoladą a jej syn pije wódkę. Motywacje mamy w zasadzie takie same. Coś poczuć…
Pocieszam się tym, wciąż wierzę w to, że przyczyna mojego problemu nie tkwi tylko we mnie. Polska, moja ukochana Ojczyzna, z jej słonecznym klimatem, otwartymi, uśmiechniętymi obywatelami płci obojga też mi nie do końca pomogła. Wiem, naiwna jestem, ale wciąż wierzę, że Polska, moja ukochana Ojczyzna, z jej obywatelkami mnie w końcu pokocha…
Tak, piękny polski klimat, piękna polska pogoda. Chciałabym urodzić się misiem. Takim zwykłym, brunatnym, bieszczadzkim misiem. Najeść się, zahibernować i przespać całą zimę. Zasnąć w październiku i obudzić w marcu. Wyspana, pełna energii, marzeń i nadziei, wygrzewać na słoneczku i nie martwić o jutro ani, przede wszystkim, o wczoraj.
Chciałabym spróbować coś zmienić w swoim życiu – coś ze sobą zrobić, mogłabym niewątpliwie lepiej się prezentować, zmienić fryzurę, zasięgnąć porady u kosmetyczki. Problem polega na tym, że nie mam ochoty na nic. Nie chce mi się nikogo uwodzić, angażować się, zacząć się starać. Chyba powoli tracę chęć kontaktu z ludźmi. Coraz częściej zdarza mi się spotkać inteligentnych ludzi ale coraz rzadziej mam ochotę na inteligentną rozmowę. Dlaczego do cholery czuję się taka stara?
Dziś w pracy, jak co dzień – ranek, południe, popołudnie trwało, wypowiadaliśmy nieistotne, nic nie znaczące słowa. W końcu mogłam spakować torbę i pójść do domu. Jezu, chyba wszyscy powinniśmy obowiązkowo chodzić na jakieś kursy konwersacji… W 2004 r. Polska weszła do Unii Europejskiej, staliśmy się oficjalnie częścią cywilizowanego, zachodniego świata. „Think positive”, „Keep smiling”. Mnie się to wejście raczej nie udało…